* * *
W dzisiejszym tekście nie będzie moich zdjęć. Rozjebał mi się kabel do aparatu, jutro muszę kupić nowy. Zajebiście.
* * *
Są dni, w które ciężko mi się zebrać do pisania teksu (kiedy na
przykład zmęczona jestem rodzinną imprezą, a do tego aparat rozładował
mi się od leżenia). Do pisania tego tekstu było mi podwójnie ciężko się
zebrać, bo za chwilę opowiadać będę o moich marzeniach, które ktoś
potraktował młotem pneumatycznym.
Wielkie Nadzieje vol 2 – zaczynamy!
Już takie ze mnie stworzenie, że jeśli jakiś kosmetyk wpadnie mi w oko,
nie wiem, co by się działo, ale ja muszę go mieć, bo inaczej przez
wiele miesięcy będzie mi się śnił po nocach, a ja będę do niego wzdychać
bardziej, niż mój kot do miski pełnej karmy. Właśnie tak było z Naked 3
od Urban Decay. To była miłość totalna, miłość od pierwszego
spojrzenia. Wpadłam po uszy, gdy tylko zobaczyłam ją na filmiku RLM.Tak
bardzo chciałam ją mieć, że byłam gotowa wydać na nią ostatnie
pieniądze, a moja desperacja była tak wielka, że gotowam była sprowadzić
ją choćby z Marsa. Pojęcia nie macie i ja nawet nie jestem w stanie
opisać, jak ucieszyłam się, gdy zobaczyłam te paletki w Sephorze. Było
to moment przed Bożym Narodzeniem, więc rozpoczęłam tajną akcję o
kryptonimie ‘Prezenty od Rodziny’ i chwilę później miałam już u siebie
to różowo-złote cudo.
Najpierw myślałam, że coś robię nie tak.
Później myślałam, że może mam w swoim szałasie złe światło, albo niedowidzę.
Potem myślałam, że jestem niedorozwinięta makijażowo.
Tak bardzo wypierałam ze świadomości fakt, że moja wymarzona, wytęskniona paleta jest kosmetykiem mocno średnim.
Może być też kosmetykiem dla totalnych makijażowych debili, ja jednak
innymi cieniami jako-tako oko pomaluję i nie mam aż takich potrzeb.
Po co mi dwanaście cieni, skoro one wszystkie wyglądają na powiece
właściwie tak samo? Oczywiście, w opakowaniu – świetna, spójna
kolorystyka, idealna do delikatnych, dziennych makijaży. Miał być zestaw
samogrający – biorę dwa cienie – jasny i ciemniejszy – makijaż do
kombinatu gotowy. Nie oczekuję nie wiadomo czego, ale Matko Boska
Elektryczna, jeśli kładę na powiekę dwa cienie, chciałabym, by na
powiece były dwa cienie! A tu się dzieją czary-mary, chwila moment - i
zamiast dwóch różnych kolorów, na powiece mam plamę!
Wiecie, do
czego nadaje się ta paleta? Do tego, by używać jej jako cieni bazowych.
Bach! Walisz jeden na całą powiekę, a resztę robisz już czym innym. No
chyba, że nie potrafisz cieniować (ale to już tak TOTALNIE), wtedy może
będziesz zadowolona, ale chujowa ciocia ostrzega! Kolory przechodzą w
siebie łatwiej, niż wódka znika z butelki!
Chciałabym bardzo,
nawet próbowałam wiele razy zrobić z tego różowego cudaka swoją
podstawową paletę. Taką, po którą sięgam i wtedy gdy nie wiem, jak się
pomalować, ale i wtedy, gdy doskonale wiem, jak ma wyglądać mój makijaż,
a tylko potrzebuję do tego niezawodnego narzędzia. Starałam się,
próbowałam, robiłam co mogłam, nic z tego. Chuj bombki strzelił, choinki
nie będzie. Nie jestem w stanie tą paletą wykonać bardziej
skomplikowanego ocznego pomalunku. Nie oczekuję cudów, to miała być
paleta do makijażu, a nie plamo-mejker. Borze szumiący, przecież nie
kupiłam Wielkiego Zderzacza Hadronów!!
Nie lubię plam. Także na oczach.
Teraz ta paletka leży, kurzy się, popada w depresje w szufladzie, bo
zupełnie po nią nie sięgam. Gdybyście kiedyś się zastanawiały, czy brać
to, czy sporo tańszą np. In the Garden od Stila (moja ukochana!!
Wszystkie palety porównuję do niej, bo jest to mój buraczany ‘typ
idealny’), nawet się nie zastanawiajcie, tylko łapcie za Stilę.
Żeby nie było, że tylko psioczę na ‘Naguskę’ – cienie się nie osypują,
są wydajne w chuj, produkcja cieniom nie żałowała pigmentu, do tego
pancernego opakowania nic nie ruszy, więc wszystko pięknie ale…
No nie mogę, nie mogę tego zdzierżyć. Bo ja przepraszam bardzo, ale
skoro wydaję na coś prawie dwieście rubli, to powinnam mieć możliwość
wykonania makijażu choćby o średnim stopniu trudności, nie?
Jak
piękne nie będą kolejne wersje Naked (na Allegro są nawet piątki!), ja
już żadnej nie kupię. Nie mam ochoty na kolejną konfrontację marzeń z
rzeczywistością.
Ps. Przed chwilą sprawdziłam cenę na Sephora.pl - 219 pln. Czyżby podnieśli cenę!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz