wtorek, 2 czerwca 2015

Ziaja, De-Makijaż Mleczko Micelarne Nawilżające


Skoro już uczepiliśmy się pielęgnacji, opowiem dziś o kosmetyku, który wyrzuciłam po kilkukrotnym użyciu.

Być może ktoś, kto czyta te słowa, nie widzi nic dziwnego w wyrzucaniu tego, co mu się nie sprawdza. Jednoosobowa Chujowa Redakcja ma natomiast to do siebie, że absolutnie nie lubi wyrzucać kupionych mazideł. Wolimy je składować po szufladach, wierząc, że nadejdą dla nich lepsze czasy. Jeśli natomiast po posmarowaniu buzi kremem, skóra nie złazi nam płatami – używamy dziada aż wykończymy całą zawartość*. Gdy odkryliśmy wynalazek, który nazywa się płyn micelarny (a stało się to jakieś dwa lata po wszystkich – tak, mieszkamy poza cywilizacją), była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nie dość, że te płyny zmywają wszystko, to używanie ich nie jest nieprzyjemne (jak w przypadku mleczek), poza tym na twarzy nie zostaje nieprzyjemny film (jak w przypadku płynów dwufazowych). Ideał.

Nie o płynach micelarnych teraz będzie jednak mowa, ale o jego mutacji, którą jest ‘Mleczko micelarne’** firmy Ziaja Polska . To nie jest tak, że na tę firmę jakoś wyjątkowo się uparłam czy specjalnie jestem złośliwa. Są kosmetyki tej firmy, które bardzo lubię, to jakoś samo się złożyło.

Nazwa kosmetyku wskazuje, że jest to połączenie mleczka i płynu micelarnego. Nie wiem, czy produkt ten powstał przez dolanie jednego do drugiego, nie pytajcie mnie o to. Ja bym pewnie tak zrobiła, ale nie wszyscy tak bardzo leniwi. Wielce czcigodny producent zachowuje się jak politycy w czasie kampanii wyborczej i od razu na opakowaniu obiecuje same wspaniałości.

Mazidło ma być: skuteczne jak olejek (gówno prawda po raz pierwszy), aktywne jak krem (gówno prawda po raz drugi), delikatne jak mleczko (gówno prawda po raz trzeci!!!). Biała, gęsta, galaretowata wręcz substancja wlana do białej, plastikowej butelki, nie jest ani skuteczna, ani delikatna, ani aktywna (cokolwiek to znaczy). Dlaczego? Śpieszę z wyjaśnieniem!

Gdy do demakijażu używałam tego wymysłu szalonych naukowców z laboratoriów Ziaji, miałam wrażenie, że płyn znajdujący się na waciku, gładko sunie po powierzchni podkładu zamiast podkład zmyć, ściągnąć z mojej skóry. Po zerknięciu na wacik okazywało się, że jest on prawie czysty , a makijażu jest na nim bardzo mało. Baczę w lustro i co widzę? Specyfik rozmazał mi wszystko na twarzy . Cudownie. Żeby usunąć makijaż tym czymś, zużywałam dwa razy więcej wacików niż zazwyczaj. Najpierw używałam ich z tym ‘czymś’, żeby mi wszystko na twarzy rozmazały, kolejne waciki były po to, by jakoś to zebrać. Ależ to dawało nieprzyjemne wrażenie na twarzy. Cała przygoda zajmowała mi dwa razy więcej czasu niż zazwyczaj, bo choć bardzo się starałam, by cały makijaż zszedł zmywany tylko tym płynem, tusz do rzęs i resztki podkładu musiałam domywać czymś innym. Jeśli chciałabym, by to ustrojstwo było skuteczne i szybkie jak normalny płyn micelarny, musiałabym zamiast wacików używać szorstkiej gąbki i w ten sposób usuwać makijaż. Raczej sobie daruję

Nie zauważyłam też żadnej aktywności kosmetyku .Ani się nie rusza, ani nie mówi, zalega w butelce, leń śmierdzący. Mówiąc odrobinę poważniej: pojęcia nie mam, o co właściwie chodzi z tą aktywnością z opakowania. Że niby ta glutowata substancja, która na twarzy jest tylko od kilku do kilkunastu sekund, będzie miała właściwości aktywnych składników kremu? Ktoś tu za bardzo popłynął. Zwracam uwagę, że użyto ‘słowa-wytrychu’, za którym nie idzie żadna realna treść (bo producent niczego nie dopowiedział, niczego nie skonkretyzował), a które nasuwa już pewne, jak najbardziej pozytywne skojarzenia. Tania, stara sztuczka, która ma pomóc w sprzedaży produktu.

Przejdźmy do ostatniej obietnicy – delikatności. Moje oczy nie są jakieś szczególnie wrażliwe. Raczej nie łzawią, nie szczypią, jeśli dostanie się do nich odrobina szamponu czy jakiegoś kosmetyku, nie mają też tendencji do zaczerwieniania się. Po użyciu tego jakże ‘niezwykle delikatnego’ micelarnego mleczka myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Nie pamiętam, bym używała czegoś równie nieprzyjemnego dla mego narządu wzroku. Nie da się, nie ma możliwości by tym zmywać makijaż tak delikatnej części twarzy. Wystarczy, że choć odrobina dostanie się do oka, a całe spektrum atrakcji gotowe. Od łzawienia obfitego jak podczas oglądania miłosnych melodramatów, przez zaczerwienienie w stylu zapalenia spojówek, na bólu i pieczeniu skończywszy. Obranie dziesięciu kilogramów cebuli to przy tym małe piwko przed śniadankiem. Przygotowując się do pisania recenzji doczytałam, że produkt został przebadany dermatologicznie i okulistycznie (chyba przez ślepych lekarzy). Dalej jest tylko zabawniej: polecany jest dla osób noszących szkła kontaktowe, oraz mających wrażliwe oczy. Dawno mnie nikt tak nie rozbawił. Moja przygoda z tym produktem trwała całe pięć dni. O pięć dni za dużo. Za każdym razem kończyło się w łazience na obfitym przemywaniu oczu. Jeśli moje – normalne – tak zareagowały, wolę nie myśleć, jakie atrakcje spotkałyby osobę o oczach delikatnych, wrażliwych i skłonnych do podrażnień. U mnie skończyło się na wkurwie, pieczeniu, czerwonym ślipiu (jak wiadomo, mam tylko jedno) i z kosmetykiem w koszu. Dla kogoś innego mogłoby to być niebezpieczne.

Być może powinnam zaprzestać testów od razu pierwszego dnia. Skoro coś tak bardzo szczypało i podrażniało moje oczy, to i dla skóry nie może okazać się dobre. Nie będę się rozwodziła nad innymi właściwościami, które to miało ziajiowe mleczko posiadać. Z prostej przyczyny – nie zauważyłam żadnych. Może byłam za bardzo skupiona na tym, by nie oślepnąć i jak najszybciej wypłukać to cholerstwo z oka. A może żadnych właściwości po prostu nie było.

Pojęcia nie mam, cóż to miał być za produkt. Do demakijażu, choć radzi sobie z lekkim podkładem i jest delikatny jak radziecki czołg. Niech stoi tam, gdzie spisuje się najlepiej, czyli na sklepowych półkach. Kupno absolutnie odradzam, no chyba, że dla teściowej.

* Także dlatego, że uważamy, że o kosmetyku do pielęgnacji można powiedzieć coś więcej i cos z sensem po dłuższym stosowaniu. Wydawanie wyroków po tygodniu używania kremu jawi nam się jako mijające z celem. Tak, staramy się, by nasze opinie były jak najbardziej rzetelne.

**Pełna nazwa kosmetyku to: Ziaja, De-Makijaż Mleczko Micelarne Nawilżające
 
 
 

1 komentarz:

  1. Lubię kosmetyki z ziaji, ale te mleczko to istny dramat. Miałam takie same odczucia, a nawet gorsze..przeklinałam więcej niż ja dziadek mi drogę zajechał.. tragedia, nie wiem jakim cudem nadal to jest w sprzedaży

    OdpowiedzUsuń