Dawno,
dawno temu, kiedy Jednoosobowa Chujowa Redakcja dopiero zaczynała
zgłębiać tajniki upiększania lic makijażem, mieliśmy słabość do
wszystkiego, co służyło malowaniu rzęs. Teraz nam już trochę przeszło,
ale zdarza się, że kosmetyki bardziej odjechane zwrócą naszą uwagę i
nagle czujemy nieodparte pragnienie posiadania.
Na komsmetyki Bourjois Polska w normalnym sklepie raczej nie patrzę, bo zamiast
płacić tyle piniondza za podkład, wolę odżałować trochę więcej i pójść
gdzie indziej, gdzie będą mieli lepszą kolorystykę. No ale nie o
podkładzie dzisiaj, a o tuszu, widać jak nam się udaje trzymać głównego
tematu. Tusz się nazywa 'volumizer' co na polski znaczy ‘rozmiarowiec’,
no ewentualnie 'powiększacz'. Kolor ma być ‘extra black’. Zawsze jak
jest extra to jest lepiej, bo po co brać zwykły czarny, jak można
czarniejszy? Ciekawostką jest, że tusz ma dwie szczoteczki, co w sumie
wydaje się logiczne, bo jak się ma dwie nogi i spodnie mają dwie
nogawki, to skoro ślipia też są dwa to i powinny być dwa aplikatory do
tuszu, nie?
DOPISANE: Dobra, doczytałam, że tu chodzi o to, żeby najpierw jednym tuszem po rzęsach mazać, a później drugim. Piszą nawet:
Step 1 lightly loaded brush for defined volume. Co znaczy oczywiście:
Krok jeden – lekko załadowana szczotka dla zdefiniowanej objętości.
Później jest nawet Step 2 Fully loaded brush for up to 11x more volume,
no clumps guaranteed. A to oczywiście znaczy: Krok dwa – szczotka
naładowana do pełna dla jedenaście razy większej objętości,
bezgrudekowie gwarantowane.
No to jak już przeczytałam co się robi, umalowałam lica to zabieram się do malowania:
Szczotka numer jeden szału nie robi. Zacnie wydłuża i rozczesuje rzęsy.
Myślę sobie, że w sumie mogłabym takie mieć normalnie, bo to, co mam
obecnie nie rzęsami się zwie, a jakąś nędzną szczeciną! No ale dobra, to
dopiero połowa zabawy, biorę się za drugą szczotkę. I jedyne
określenie, które oddaje to, co mi się z rzęsami zrobiło brzmi: jesień
średniowiecza. Pojęcia nie miałam, że można tak posklejać, takie grudki
zrobić. Nigdy w życiu nie miałam takiej warstwy tuszu na rzęsach.
Skończyło się na tym, że musiałam wyjść z domu z taką masakrą (nie mylić
z maskarą) na rzęsach, bo oczywiście używanie zupełnie nowego tuszu do
rzęs na pięć minut przed wyjściem, wydało mi się czymś w porządku, nie
wpadłam na to, że mogę się na nim przejechać.
W sumie pomysł z
dwiema szczotkami jest dla mnie mocno średni. Najpierw odkręcam, macham
jedną, zakręcam, macham drugą szczoteczką, znów zakręcam. Cała ta
impreza zajmuje dwa razy więcej czasu, bo w sumie, czego by nie mówić,
maluję rzęsy dwa razy. Nie da się odkręcić i jednej i drugiej szczotki
jedna po drugiej. Próbowałam, powstają puzzle.
No i
standardowo – miało być jak nigdy, skończyło się jak zawsze. Kupiłam pod
wpływem impulsu, skończyło się rozczarowaniem i pewnie tego tuszu
więcej nie użyję. Uczcie się na moich błędach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz