środa, 26 sierpnia 2015

Pędzel do twarzy Inglot 27TG duofiber

To nie jest tak, że ja jakoś bardzo lubię narzekać. No pewnie, czasem sobie - jak każda baba - pomarudzę pod nosem, czasem i mięchem rzucę, a kiedyś to mi się zdarzyło rzucić nawet butem i trafić. Prosto w twarz. Niechcący.

Ale kiedy biorę do łapy coś, na co wyłożyłam sporo kasy, a wyłożyłam po to, by mi się cholerstwo po tygodniu nie rozpadło, a okazuje się, że równie dobrze mogłam tę kasę przepić albo przepalić, bo mój zakup to dziadostwo totalne, to mi się już zupełnie odechciewa.

Dawno, dawno temu, w czasach, kiedy drogerie internetowe dopiero raczkowały, nie było takiego wyboru pędzli, jak obecnie. Pierwsze pędzle do makijażu, które kupiłam, były polskiej marki INGLOT. Część z nich okazała się niezbyt przydatna, więc po jakimś czasie powędrowała w świat, ale duża ich część służy mi do dziś.

Kiedy dowiedziałam się, że podkład można nakładać nie tylko pędzlem języczkowym, od razu zapragnęłam nowości i pognałam do tej firmy, której ufałam. Grubo ponad rok temu (nie wiem, czy nawet nie dwa lata), jedynym innym pędzlem do podkładu w inglotowskiej ofercie, był 27TG, czyli tak zwany duofiber, albo po polskiemu - skunks. Czy to się zmieniło - nie wiem, nie śledzę nowości tej firmy praktycznie wcale.
Wydaje mi się, że płaciłam za ten pędzel coś koło 55-60 rubli, niestety nie pamiętam dokładnie. Owszem, mogłam sprawić sobie pędzel z Rossmana, ale nie miałam o tych pędzlach najlepszego zdania, a o istnieniu takiej firmy jak Hakuro, wstyd się przyznać, ale nie miałam pojęcia. W tamtych czasach pędzel się raczej nie sprawdził, używałam podkładu w musie, więc prędzej bym łyżeczką wykopała linię metra, niż dobrze nałożyła kosmetyk na buzię.

Czas na przeprosiny przyszedł niedawno, kilka miesięcy temu, kiedy zaczęłam eksperymentować z makijażem i tego pędzla używałam do nakładania różu. No i wtedy się zaczął cyrk na kółkach. Niezależnie od tego, czym bym tego pędzla nie myła (olejki, mydło w płynie, szampony), gubi włosie mniej więcej w takiej ilości, jak mój kot futro. Jak by tego było mało - puszcza farbę. I to puszcza ją tak bardzo, że bez znaczenia, czy płuczę go pół minuty, czy pół godziny, cały czas wypływa z niego brunatno-szara woda, co możecie nawet zobaczyć na zdjęciach. Całkiem niedawno chciałam wziąć łajzę na przetrzymanie, biorę go do ręki i mówię: 'albo ty, albo ja!' i płuczę minut pięć, dziesięć, dwadzieścia. Po pół godziny skapitulowałam, a woda cały czas była zabarwiona farbą. No i oczywiście włosie, choć powinno być białe, jest ciemne. Jakoś byłam to w stanie przeżyć, bo nie przeszkadzało mi to w jego codziennym używaniu, kiedy nakładałam nim produkty sypkie - puder, róż. Impreza rozkręciła się na całego, gdy zaczęłam go używać do nakładania podkładu. A właściwie zaczęłam próbować używać, bo chuj bombki strzelił, choinki nie będzie.

Mam taki głupi nawyk, że nim użyję pędzla, spryskuję go odrobiną wody. Jeśli zrobię tak z szanownym skunksem, wtedy mam na twarzy smugi od farby. I wyglądam, jakbym próbowała konturować twarz pastą do butów. Nigdy nie zgadniecie, co się dzieje, gdy próbuję nakładać podkład suchym pędzlem - dokładnie to samo. Pędzel puszcza farbę pod wpływem podkładu. Zajebiście, co?

Już pomijam, ze podczas malowania wyglądam, jakbym się tuliła do kota, tak bardzo gubi on włosie. Włosie przyklejało się do podkładu i musiałam ściągać je pęsetą.

Trudno i darmo - nie jestem w stanie dalej go używać. Nie mogę oddać go do reklamacji, bo przecież od dawna nie mam już paragonu. Skończy się pewnie na tym, że go wyrzucę, albo będę używać tylko do różu.

Być może trafiłam na zły egzemplarz, ale szczerze? Wątpię. Zasięgnęłam języka i to raczej szanowny producent robi sobie jaja.
A, czy już mówiłam, że w tej chwili ten pędzel kosztuje 75 złotych?

Tak, teraz jest moment na to, by zacząć się śmiać.

Zdjęcia (od lewej do prawej):
1, Brudny pędzel.
2. Tak powinien wyglądać pędzel po umyciu. Mydło usunęło farbę, która wróci, gdy zacznę go płukać.
3-4. Piękne, bure włosie.
5. Tak wygląda woda, która wypływa z pędzla. Serio.
6. A tak wygląda mydełko.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz