Ujebana po łokcie (dosłownie!) zaczynam skrobać o korektorach,
Zacznijmy może od tego, że nie spotkałam jeszcze na swojej drodze korektora, który zakryje wszystko. Może dlatego, że nie miałam w łapach Full Cover z MFE, może dlatego, że takiego korektora nie ma. Nie wiem, jak robią to dziewczyny na YT, że mają wszystkie niedoskonałości tak ładnie pozakrywane. Ja tak nie potrafię. U mnie zawsze jest coś, co przebija (na szczęście jest coraz mniej do zakrywania), jeszcze nigdy nie osiągnęłam efektu totalnie gładkiej twarzy. Zauważyłam też, że o wiele lepiej się czuję w makijażu, jeśli nie jest to jakaś gigantyczna warstwa. No i moja skóra paradoksalnie - lepiej wygląda. Nic się nie rozwarstwia, nic się nie ściera. nic się nie ciastkuje.
Metod na nakładanie korektorów też jest dużo. Nie mam ochoty pierdolić tez w rodzaju tych niezwykle odkrywczych, że inaczej nakłada się korektor pod oczy, a inaczej na niedoskonałości. To wiemy wszyscy, nie jesteśmy debilami.
Jeśli chcę zakryć niedoskonałości, dla mnie najlepszą metodą jest położenie korektora POD podkład. Mam ślipia, to wiem, co trzeba będzie zakryć. Znam krycie podkładu, więc jestem w stanie, pi razy drzwi, określić, z którymi miejscami na moich licach on sobie nie poradzi.
Dlaczego lubię tę metodę? Bo po nałożeniu najpierw korektora, a na to podkładu, mam ładnie wyrównany koloryt skóry i nie muszę się martwić, że te produkty nie zgrywają mi się kolorystycznie. Bo w ten sposób korektor jest bardziej trwały - trzyma się tak długo, jak długo jest podkład, nic nie zaczyna przebijać w ciągu dnia. Bo jeśli mam podkład długotrwały i wodoodporny, to równocześnie długotrwałym i wodoodpornym staje się korektor. Bo jeśli podoba mi się wykończenie podkładu, korektor go nie psuje. Taka kolejność zwyczajnie spisuje się u mnie lepiej. Jestem przekonana, że u każdej z dziewczyn, która do zakrycia ma coś więcej, niż trzy krostki przedokresowe, to da zdecydowanie lepszy efekt. A poza tym uważam, że makijaż wygląda lepiej, jeśli tam, gdzie nie trzeba dużego krycia, podkład jest leciutki i nie tworzy maski.
A przechodząc już do prezentacji korektorowej ramówki:
1. Rimmel London Lasting Finish, kolor 010 - PORCELAIN, 6 g produktu, ważny przez 24 miesiące od otwarcia, cena 27,99 PLN
Najjaśniejszy z kremowych korektorów, z którymi miałam do czynienia. Jego kolor jest bardzo naturalny, ma ładny, żółty pod-ton. Jeśli jakies bladolice dziewoje poszukują korektora o takiej konsystencji - polecam mu się przyjrzeć. Wg producenta nadaje się także do tuszowania cieni pod oczami, ale nigdy z tym nie eksperymentowałam, wydaje mi się zdecydowanie za ciężki na tę okolicę. Kładę go na podkład i pod podkład, tyle, że muszę uważać z ilością, bo jeśli przesadzę, to wygląda brzydko. Muszę go porządnie przypudrowywać, ma tendencje do zbierania się w załamaniach mojej skóry (np tam, gdzie podczas uśmiechu robią mi się dołeczki.) Wydaje się być odrobinę lżejszy w konsystencji, bardziej 'tłusty' pod palcami, niż kamuflaż z Catrice. Nie wysycha, nie zastyga, nie zmienia koloru.
2. CATRICE cosmetics Camuflage Cream - Kamuflaż w kremie , kolor 010 - IVORY, 3 g produktu, ważny przez 6 miesięcy od otwarcia, cena to około 13 złotych
Choć to najjaśniejszy spośród wszystkich kolorów (są aż dwa!!)
- moja mea culpa, odcienie są trzy, a nawet cztery, ale czwarty raczej niedostępny w internetach, nie ma go ani na Minti,, ani u LadyMakeup . Zasugerowałam się tym, że w Hebe i Naturze, które nawiedzam, widzialam tylko dwie opcje. Dziękuję Ani za zwrócenie uwagi! -
wcale nie jest taki bardzo jasny. Choć ewidentnie żółty, dla mnie jest to kolor bardzo sztuczny, nienaturalny. Praktycznie wcale nie używam tego korektora, jego kolor jest dla mnie o wiele za ciemny. Podobno są osoby, które stosują go pod oczy, ja raz spróbowałam, na szczęście tego dnia nie wychodziłam z domu.
Nie jestem w stanie powiedzieć, który z pierwszych dwóch korektorów jest bardziej napigmentowany, czy trwalszy. Dla mnie jest to ten sam przedział. Korektor numer jeden jest zdecydowanie jaśniejszy. Tak samo, jak poprzednik wymaga porządnego przypudrowania, ponieważ ze względu na swoją konsystencję, nie jest zastygający, ani nie zastyga. I też nie nadaje się do tego, by nakładać go w większej ilości.Podobno jest zamiennikiem korektora z MAC. Trudno mi to stwierdzić, nie miałam 'pierwowzoru'. Bladziochy lepiej niech trzymają się od niego z daleka.
3. INGLOT, Cream Concealer - Korektor w kremie, kolor 34 (najjaśniejszy), 10 ml produktu, kosmetyk ważny przez 12 miesięcy od otwarcia, cena 32 pln.
Obecnie dostępnych jest osiem wersji kolorystycznych (w tym biała i zielona), co ciekawe - niższe numery nie oznaczają wcale jaśniejszego koloru.
Dla mnie jest to bardziej napigmentowana i bardziej płynna wersja poprzednich kosmetyków. Nałożony w większej ilości (jak np. na ręce ) wydaje się być bardzo żółty, ale jeśli jest go na skórze niewiele, jego kolor jest bardziej naturalny. Łatwo się rozciera, dobrze kryje, tylko tak samo jak z tymi wcześniej - nie można z nim przesadzać. Da się go nałożyć bardzo cieniutką warstwą, co odważniejsi mogą próbować dołożyć drugą, ale więcej nie radzę, bo stanie się to samo, co przy poprzednikach korektorach - odetnie się, będzie wyglądał brzydko, może się też zważyć po kilku godzinach noszenia. Jest bardzo wydajny, już niewielka ilość wystarczy, by dobrze zakrył niedoskonałości. Przy nakładaniu lepiej go wklepać, niż rozsmarować, bo może robić smugi na podkładzie.
4. MAC Cosmetics, Pro Longwear Concealer, kolor NW 15 (najjaśniejszy), 9 ml produktu, ważny 6 miesięcy od otwarcia, cena 77 złotych.
Dostępny aż w czternastu wariantach kolorystycznych (po siedem dla tonu różowego i siedem dla żółtego) w internecie obrósł już mitem i legendą. Jedni go kochają, inni nienawidzą, a ja jestem z niego zadowolona, choć kupując go spodziewałam się czegoś, o większym kryciu. W tej chwili radzi on sobie bardzo dobrze z tym, co mam na twarzy, ale w czasach, kiedy miałam pod skórą wielkie, bolące gródki, które ani myślały zniknąć, miał problem, by poradzić sobie z wyrównaniem ich kolorytu (były czerwone, bardziej czerwone niż moskiewski plac). W tej chwili stosuję go pod podkład, spisuje się idealnie, podkład bardzo ładnie się w niego wtapia i coraz mniej już przebija na powierzchnię. Trzeba z nim pracować bardzo szybko, ponieważ zastyga, więc odpada robienie kropek i późniejsze rozcieranie. Dla osób, które mają do zakrycia pojedyncze niedoskonałości, może być bardzo wydajny, dla mnie jest mniej, bo nakładam go na oba policzki i żuchwę, wychodzi tego ze dwie porcje.Lubię jego konsystencję - jest taka podkładowa, bardzo szybko i przyjemnie nakłada się go miękką gąbeczką.Można go mieszać z podkładami, by uzyskać większe krycie.
Przez swoją formułę i konsystencję, krycie można stopniować, nie mam problemu z nałożeniem dwóch warstw, a na to jeszcze jednej warstwy podkładu. Co więcej - mimo takiej ilości, skóra nie wygląda źle. No nie jest to szczyt naturalności, ale obrzydliwa maska także nie jest.
Raz użyłam go pod oczy - zrobił mi taką skorupę, że miałam + 10 do wieku. Jako jedyny, spośród omawianych korektorów, ma pompkę, która też ma swoich przeciwników, bo podobno zbyt dużo produktu z niej wypływa. Niby miałam poczucie, że jestem z tego korektora bardzo niezadowolona, a gdy przeczytałam to, co tu napisałam, wyszło na to, że nie powiedziałam o nim złego słowa.
5. BELL HYPOAllergenic, Hypoalergiczny korektor rozświetlający pod oczy, kolor 01 (najjaśniejszy), 6,5 g produktu, ważne 6 miesięcy od otwarcia, cena ok 13 pln.
Na ręce ten kolor wygląda okropnie, bo z jasnego beżu stał się wściekle pomarańczowy dosłownie w kilka chwil. Na szczęście pod oczami nic się takiego nie stało. Użyłam go zaledwie kilka razy, bo wykańczam inne produkty, ten czeka na swoją kolej. Producent obiecuje spłycenie zmarszczek i pielęgnację skóry, jak na razie nic takiego nie zauważyłam. Nie daje on jakiegoś gigantycznego rozświetlenia, ale wygląda bardzo ładnie, kryje przyzwoicie. Porządny, normalny korektor, który dupy nie urywa, ale robi kawał porządnej, normalnej roboty. Nie wysusza skóry pod oczami, nie włazi w pory, ładnie się rozprowadza Jeśli ktoś lubi gigantyczne rozświetlenie pod oczami, może być zawiedziony. Dzięki temu, ze na twarzy wygląda tak naturalnie, może też pomóc w tuszowaniu niedoskonałości, bo nie zrobi białej plamki, a ładnie wtopi się w skórę.
6. KOBO Professional, Modeling Liluminator with Tens'up™, kolor 101 (najjaśniejszy), 7 ml produktu, na opakowaniu podana jest konkretna data ważności, cena 16,99.
Według słów producenta, jest to bardziej rozświetlacz do twarzy, niż korektor, choć on bardzo ładnie kryje i dobrze radzi sobie z ukrywaniem cieni pod oczami. Internet nazwał go zamiennikiem korektora HD z NYX. Ze względu na jego specyficzną, dość suchą konsystencję, nie przepadam za jego używaniem. Mimo tego, że zawsze używam nawilżającego kremu pod oczy, gdy używałam tego produktu, i tak była przesuszona. Wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy nieopatrznie nałożyłam pod oczy Pro Longwear. Kosmetyk zamienił się w skorupkę wyglądającą, jak siateczka zmarszczek, więc znów miałam dziesięć lat więcej.
Tego, że świetnie rozświetla okolicę pod oczami, nie można mu odmówić, ale to przecież nie tylko o to chodzi. Przez jego właściwości rozświetlające, nie nakładałam go na niedoskonałości, bo byłyby jeszcze bardziej podkreślone.
7. NYX Cosmetics Poland, HD CONCEALER, kolor CW01 - PORCELAIN (najjaśniejszy), 3 g produktu, ważny przez 6 miesięcy od otwarcia, cena około 30 zł (nie udało mi się dokładnie ustalić)
Kiedy już udało mi się kupić ten korektor (po recenzjach w internecie ten kolor jest takim białym krukiem), zdziwiłam się..., jego ciemnym, dziwnym, wręcz różowo-pomarańczowym kolorem. Byłam przekonana, że to jakiś inny porcelanowy kolor, albo przez pomyłkę wzięłam ciemniejszy.
U mnie nie ma aż tak widocznego efektu rozświetlenia (Kobo daje zdecydowanie mocniejszy efekt), czasem używam tego produktu także na niedoskonałości i dobrze się sprawdza, daje radę. Emotikon smile Bardzo lubię jego konsystencję - nie jest sucha, ale też nie włazi moje pory. Przypudrowany trzyma się cały dzień, nic nie wysusza, nie tworzą się na nim żadne zmarszczki, ani załamania. Bardzo ładnie odbija światło. Dostępnych jest bardzo wiele odcieni.
8. ASTOR Cosmetics, Perfecr Stay 24h + Perfect Skin Primer, kolor (najjaśniejszy), 6,5 ml produktu, ważny przez 24 m-c od pierwszego otwarcia, cena 30,99 PLN
Był to mój pierwszy korektor pod oczy, bo bardzo późno dowiedziałam się, że lepiej nie kłaść tam podkładu.
Bardzo ładnie rozświetla, choć nie jest kosmetykiem-betonem i wielkich sińców nie zakryje. Jest niesamowicie wydajny, obecne opakowanie mam od listopada 2014 i nie mogę go wykończyć, choć przez długi czas używałam go codziennie. Nadaje się także do zakrywania niedoskonałości. Na mojej skórze ma niestety skłonności do wchodzenia w pory (rozszerzone pory mam na policzkach, nie na skórze zaraz pod oczami) i wtedy zamiast równo rozłożonego korektora, mam jasne piegi). Na moje oko ma on różowy pod-ton, ale nie przeszkadza to w używaniu go. Uważam nawet, że jeśli do skóry pod oczami użyję korektora z różowym pod-tonem, jest ona jeszcze mocniej rozświetlona, bo ten korektor wydaje się jeszcze jaśniejszy, a nie mam tak wielkich sińców pod oczami, by różowy kolor w kosmetyku miał coś potęgować.
9. Lovely, Magic Pen, kolor nr 1 (najjaśniejszy), 2 ml produktu, na opakowaniu podana data ważności, cena 8,29.
Najtańszy i równocześnie najmniejszy pojemnością spośród wszystkich korektorów. Zamknięty w plastikowym opakowaniu z pędzelkiem. Nie używam go raczej, bo przeszkadza mi jego dziwny, chemiczny zapach. Pod oczami nie ciemnieje, ale dla mnie nie jest na tyle jasny, by nadawał się do rozświetlania tej części twarzy. Szału nie ma, bo czego tu się spodziewać za te kilka złotych? Jak dla mnie produkt mocno przeciętny, więcej go nie kupię. Rozprowadza się średnio, wygląda średnio, nie jest zbyt długotrwały. Dostępny jest jeszcze ciemniejszy kolor, oraz wersje neutralizujące - z tego, co pamiętam - różowa i zielona.
Prócz tych korektorów wyżej, miałam jeszcze:
1. Golden Rose, Liquid Concealer - korektor w pędzelku do twarzy, 2 g produktu, cena 15,90
Kupiłam pod wpływem Ewy, RLM, która porównała go do słynnego, kulowego rozświetlacza od YSL. Używałam go jako bazę pod cienie, był dla mnie zdecydowanie za ciemny, choć kupiłam kolor najjaśniejszy. Nie mam mu właściwie nic do zarzucenia, choć na moje oko za bardzo to on nie rozświetlał. Więcej go nie kupię.
Zerknęłam na stronę producenta. Nic dziwnego, że był dla mnie za ciemny. Numer cztery, który mi wciśnięto, bo: nie ma jaśniejszych!, okazał się kolorem prawie najciemniejszym. A pytałam kilka razy, nim podeszłam z nim do kasy. Dostępnych jest pięć kolorów.
2. L’Oréal Paris Polska, Lumi Magique, korektor rozświetlający, kolor light, 5 ml, cena 47,59
Przede wszystkim, nie kupujcie tego w sklepach stacjonarnych, bo zapłacicie, jak za zborze. Bardzo fajny produkt o niezbyt mocnym kryciu (ale coś tam jednak zakrywał) i zauważalnym, dość dużym rozświetleniu. Delikatna konsystencja, nie rolował się, nie wchodził w zmarchy, pory, ani inne takie. Niestety bardzo mało wydajny.
3. Wibo, Deluxe Brightener, ekskluzywny korektor rozświetlający, dostępna jedna wersja kolorystyczna, w opakowaniu 1,7 g produktu, podana jest dokładna data ważności, cena 14,59
Nie widziałam różnicy między tym korektorem, a tym z L'Oreal. No może poza ceną.
Bardzo ładnie wyglądał pod oczami, miał bardzo przyjemną konsystencję i bardzo delikatnie krył. Bardzo ładnie rozświetlał szczyty kości policzkowych.
Uff, wyszło tego całkiem sporo i zajęło mi to więcej czasu, niż myślałam, bo stukałam w klawiaturę dobre kilka godzin. Mam nadzieję, że takie korektorowe minikompendium przyda się Wam i że to moje dłubanie nie było tak całkiem bez sensu. Emotikon smile
Jeśli się przydało, nie zapomnijcie o łapce w górę, co? Wtedy będę wiedziała, że takie zestawienia faktycznie warto co jakiś czas wrzucać
Zacznijmy może od tego, że nie spotkałam jeszcze na swojej drodze korektora, który zakryje wszystko. Może dlatego, że nie miałam w łapach Full Cover z MFE, może dlatego, że takiego korektora nie ma. Nie wiem, jak robią to dziewczyny na YT, że mają wszystkie niedoskonałości tak ładnie pozakrywane. Ja tak nie potrafię. U mnie zawsze jest coś, co przebija (na szczęście jest coraz mniej do zakrywania), jeszcze nigdy nie osiągnęłam efektu totalnie gładkiej twarzy. Zauważyłam też, że o wiele lepiej się czuję w makijażu, jeśli nie jest to jakaś gigantyczna warstwa. No i moja skóra paradoksalnie - lepiej wygląda. Nic się nie rozwarstwia, nic się nie ściera. nic się nie ciastkuje.
Metod na nakładanie korektorów też jest dużo. Nie mam ochoty pierdolić tez w rodzaju tych niezwykle odkrywczych, że inaczej nakłada się korektor pod oczy, a inaczej na niedoskonałości. To wiemy wszyscy, nie jesteśmy debilami.
Jeśli chcę zakryć niedoskonałości, dla mnie najlepszą metodą jest położenie korektora POD podkład. Mam ślipia, to wiem, co trzeba będzie zakryć. Znam krycie podkładu, więc jestem w stanie, pi razy drzwi, określić, z którymi miejscami na moich licach on sobie nie poradzi.
Dlaczego lubię tę metodę? Bo po nałożeniu najpierw korektora, a na to podkładu, mam ładnie wyrównany koloryt skóry i nie muszę się martwić, że te produkty nie zgrywają mi się kolorystycznie. Bo w ten sposób korektor jest bardziej trwały - trzyma się tak długo, jak długo jest podkład, nic nie zaczyna przebijać w ciągu dnia. Bo jeśli mam podkład długotrwały i wodoodporny, to równocześnie długotrwałym i wodoodpornym staje się korektor. Bo jeśli podoba mi się wykończenie podkładu, korektor go nie psuje. Taka kolejność zwyczajnie spisuje się u mnie lepiej. Jestem przekonana, że u każdej z dziewczyn, która do zakrycia ma coś więcej, niż trzy krostki przedokresowe, to da zdecydowanie lepszy efekt. A poza tym uważam, że makijaż wygląda lepiej, jeśli tam, gdzie nie trzeba dużego krycia, podkład jest leciutki i nie tworzy maski.
A przechodząc już do prezentacji korektorowej ramówki:
1. Rimmel London Lasting Finish, kolor 010 - PORCELAIN, 6 g produktu, ważny przez 24 miesiące od otwarcia, cena 27,99 PLN
Najjaśniejszy z kremowych korektorów, z którymi miałam do czynienia. Jego kolor jest bardzo naturalny, ma ładny, żółty pod-ton. Jeśli jakies bladolice dziewoje poszukują korektora o takiej konsystencji - polecam mu się przyjrzeć. Wg producenta nadaje się także do tuszowania cieni pod oczami, ale nigdy z tym nie eksperymentowałam, wydaje mi się zdecydowanie za ciężki na tę okolicę. Kładę go na podkład i pod podkład, tyle, że muszę uważać z ilością, bo jeśli przesadzę, to wygląda brzydko. Muszę go porządnie przypudrowywać, ma tendencje do zbierania się w załamaniach mojej skóry (np tam, gdzie podczas uśmiechu robią mi się dołeczki.) Wydaje się być odrobinę lżejszy w konsystencji, bardziej 'tłusty' pod palcami, niż kamuflaż z Catrice. Nie wysycha, nie zastyga, nie zmienia koloru.
2. CATRICE cosmetics Camuflage Cream - Kamuflaż w kremie , kolor 010 - IVORY, 3 g produktu, ważny przez 6 miesięcy od otwarcia, cena to około 13 złotych
Choć to najjaśniejszy spośród wszystkich kolorów (są aż dwa!!)
- moja mea culpa, odcienie są trzy, a nawet cztery, ale czwarty raczej niedostępny w internetach, nie ma go ani na Minti,, ani u LadyMakeup . Zasugerowałam się tym, że w Hebe i Naturze, które nawiedzam, widzialam tylko dwie opcje. Dziękuję Ani za zwrócenie uwagi! -
wcale nie jest taki bardzo jasny. Choć ewidentnie żółty, dla mnie jest to kolor bardzo sztuczny, nienaturalny. Praktycznie wcale nie używam tego korektora, jego kolor jest dla mnie o wiele za ciemny. Podobno są osoby, które stosują go pod oczy, ja raz spróbowałam, na szczęście tego dnia nie wychodziłam z domu.
Nie jestem w stanie powiedzieć, który z pierwszych dwóch korektorów jest bardziej napigmentowany, czy trwalszy. Dla mnie jest to ten sam przedział. Korektor numer jeden jest zdecydowanie jaśniejszy. Tak samo, jak poprzednik wymaga porządnego przypudrowania, ponieważ ze względu na swoją konsystencję, nie jest zastygający, ani nie zastyga. I też nie nadaje się do tego, by nakładać go w większej ilości.Podobno jest zamiennikiem korektora z MAC. Trudno mi to stwierdzić, nie miałam 'pierwowzoru'. Bladziochy lepiej niech trzymają się od niego z daleka.
3. INGLOT, Cream Concealer - Korektor w kremie, kolor 34 (najjaśniejszy), 10 ml produktu, kosmetyk ważny przez 12 miesięcy od otwarcia, cena 32 pln.
Obecnie dostępnych jest osiem wersji kolorystycznych (w tym biała i zielona), co ciekawe - niższe numery nie oznaczają wcale jaśniejszego koloru.
Dla mnie jest to bardziej napigmentowana i bardziej płynna wersja poprzednich kosmetyków. Nałożony w większej ilości (jak np. na ręce ) wydaje się być bardzo żółty, ale jeśli jest go na skórze niewiele, jego kolor jest bardziej naturalny. Łatwo się rozciera, dobrze kryje, tylko tak samo jak z tymi wcześniej - nie można z nim przesadzać. Da się go nałożyć bardzo cieniutką warstwą, co odważniejsi mogą próbować dołożyć drugą, ale więcej nie radzę, bo stanie się to samo, co przy poprzednikach korektorach - odetnie się, będzie wyglądał brzydko, może się też zważyć po kilku godzinach noszenia. Jest bardzo wydajny, już niewielka ilość wystarczy, by dobrze zakrył niedoskonałości. Przy nakładaniu lepiej go wklepać, niż rozsmarować, bo może robić smugi na podkładzie.
4. MAC Cosmetics, Pro Longwear Concealer, kolor NW 15 (najjaśniejszy), 9 ml produktu, ważny 6 miesięcy od otwarcia, cena 77 złotych.
Dostępny aż w czternastu wariantach kolorystycznych (po siedem dla tonu różowego i siedem dla żółtego) w internecie obrósł już mitem i legendą. Jedni go kochają, inni nienawidzą, a ja jestem z niego zadowolona, choć kupując go spodziewałam się czegoś, o większym kryciu. W tej chwili radzi on sobie bardzo dobrze z tym, co mam na twarzy, ale w czasach, kiedy miałam pod skórą wielkie, bolące gródki, które ani myślały zniknąć, miał problem, by poradzić sobie z wyrównaniem ich kolorytu (były czerwone, bardziej czerwone niż moskiewski plac). W tej chwili stosuję go pod podkład, spisuje się idealnie, podkład bardzo ładnie się w niego wtapia i coraz mniej już przebija na powierzchnię. Trzeba z nim pracować bardzo szybko, ponieważ zastyga, więc odpada robienie kropek i późniejsze rozcieranie. Dla osób, które mają do zakrycia pojedyncze niedoskonałości, może być bardzo wydajny, dla mnie jest mniej, bo nakładam go na oba policzki i żuchwę, wychodzi tego ze dwie porcje.Lubię jego konsystencję - jest taka podkładowa, bardzo szybko i przyjemnie nakłada się go miękką gąbeczką.Można go mieszać z podkładami, by uzyskać większe krycie.
Przez swoją formułę i konsystencję, krycie można stopniować, nie mam problemu z nałożeniem dwóch warstw, a na to jeszcze jednej warstwy podkładu. Co więcej - mimo takiej ilości, skóra nie wygląda źle. No nie jest to szczyt naturalności, ale obrzydliwa maska także nie jest.
Raz użyłam go pod oczy - zrobił mi taką skorupę, że miałam + 10 do wieku. Jako jedyny, spośród omawianych korektorów, ma pompkę, która też ma swoich przeciwników, bo podobno zbyt dużo produktu z niej wypływa. Niby miałam poczucie, że jestem z tego korektora bardzo niezadowolona, a gdy przeczytałam to, co tu napisałam, wyszło na to, że nie powiedziałam o nim złego słowa.
5. BELL HYPOAllergenic, Hypoalergiczny korektor rozświetlający pod oczy, kolor 01 (najjaśniejszy), 6,5 g produktu, ważne 6 miesięcy od otwarcia, cena ok 13 pln.
Na ręce ten kolor wygląda okropnie, bo z jasnego beżu stał się wściekle pomarańczowy dosłownie w kilka chwil. Na szczęście pod oczami nic się takiego nie stało. Użyłam go zaledwie kilka razy, bo wykańczam inne produkty, ten czeka na swoją kolej. Producent obiecuje spłycenie zmarszczek i pielęgnację skóry, jak na razie nic takiego nie zauważyłam. Nie daje on jakiegoś gigantycznego rozświetlenia, ale wygląda bardzo ładnie, kryje przyzwoicie. Porządny, normalny korektor, który dupy nie urywa, ale robi kawał porządnej, normalnej roboty. Nie wysusza skóry pod oczami, nie włazi w pory, ładnie się rozprowadza Jeśli ktoś lubi gigantyczne rozświetlenie pod oczami, może być zawiedziony. Dzięki temu, ze na twarzy wygląda tak naturalnie, może też pomóc w tuszowaniu niedoskonałości, bo nie zrobi białej plamki, a ładnie wtopi się w skórę.
6. KOBO Professional, Modeling Liluminator with Tens'up™, kolor 101 (najjaśniejszy), 7 ml produktu, na opakowaniu podana jest konkretna data ważności, cena 16,99.
Według słów producenta, jest to bardziej rozświetlacz do twarzy, niż korektor, choć on bardzo ładnie kryje i dobrze radzi sobie z ukrywaniem cieni pod oczami. Internet nazwał go zamiennikiem korektora HD z NYX. Ze względu na jego specyficzną, dość suchą konsystencję, nie przepadam za jego używaniem. Mimo tego, że zawsze używam nawilżającego kremu pod oczy, gdy używałam tego produktu, i tak była przesuszona. Wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy nieopatrznie nałożyłam pod oczy Pro Longwear. Kosmetyk zamienił się w skorupkę wyglądającą, jak siateczka zmarszczek, więc znów miałam dziesięć lat więcej.
Tego, że świetnie rozświetla okolicę pod oczami, nie można mu odmówić, ale to przecież nie tylko o to chodzi. Przez jego właściwości rozświetlające, nie nakładałam go na niedoskonałości, bo byłyby jeszcze bardziej podkreślone.
7. NYX Cosmetics Poland, HD CONCEALER, kolor CW01 - PORCELAIN (najjaśniejszy), 3 g produktu, ważny przez 6 miesięcy od otwarcia, cena około 30 zł (nie udało mi się dokładnie ustalić)
Kiedy już udało mi się kupić ten korektor (po recenzjach w internecie ten kolor jest takim białym krukiem), zdziwiłam się..., jego ciemnym, dziwnym, wręcz różowo-pomarańczowym kolorem. Byłam przekonana, że to jakiś inny porcelanowy kolor, albo przez pomyłkę wzięłam ciemniejszy.
U mnie nie ma aż tak widocznego efektu rozświetlenia (Kobo daje zdecydowanie mocniejszy efekt), czasem używam tego produktu także na niedoskonałości i dobrze się sprawdza, daje radę. Emotikon smile Bardzo lubię jego konsystencję - nie jest sucha, ale też nie włazi moje pory. Przypudrowany trzyma się cały dzień, nic nie wysusza, nie tworzą się na nim żadne zmarszczki, ani załamania. Bardzo ładnie odbija światło. Dostępnych jest bardzo wiele odcieni.
8. ASTOR Cosmetics, Perfecr Stay 24h + Perfect Skin Primer, kolor (najjaśniejszy), 6,5 ml produktu, ważny przez 24 m-c od pierwszego otwarcia, cena 30,99 PLN
Był to mój pierwszy korektor pod oczy, bo bardzo późno dowiedziałam się, że lepiej nie kłaść tam podkładu.
Bardzo ładnie rozświetla, choć nie jest kosmetykiem-betonem i wielkich sińców nie zakryje. Jest niesamowicie wydajny, obecne opakowanie mam od listopada 2014 i nie mogę go wykończyć, choć przez długi czas używałam go codziennie. Nadaje się także do zakrywania niedoskonałości. Na mojej skórze ma niestety skłonności do wchodzenia w pory (rozszerzone pory mam na policzkach, nie na skórze zaraz pod oczami) i wtedy zamiast równo rozłożonego korektora, mam jasne piegi). Na moje oko ma on różowy pod-ton, ale nie przeszkadza to w używaniu go. Uważam nawet, że jeśli do skóry pod oczami użyję korektora z różowym pod-tonem, jest ona jeszcze mocniej rozświetlona, bo ten korektor wydaje się jeszcze jaśniejszy, a nie mam tak wielkich sińców pod oczami, by różowy kolor w kosmetyku miał coś potęgować.
9. Lovely, Magic Pen, kolor nr 1 (najjaśniejszy), 2 ml produktu, na opakowaniu podana data ważności, cena 8,29.
Najtańszy i równocześnie najmniejszy pojemnością spośród wszystkich korektorów. Zamknięty w plastikowym opakowaniu z pędzelkiem. Nie używam go raczej, bo przeszkadza mi jego dziwny, chemiczny zapach. Pod oczami nie ciemnieje, ale dla mnie nie jest na tyle jasny, by nadawał się do rozświetlania tej części twarzy. Szału nie ma, bo czego tu się spodziewać za te kilka złotych? Jak dla mnie produkt mocno przeciętny, więcej go nie kupię. Rozprowadza się średnio, wygląda średnio, nie jest zbyt długotrwały. Dostępny jest jeszcze ciemniejszy kolor, oraz wersje neutralizujące - z tego, co pamiętam - różowa i zielona.
Prócz tych korektorów wyżej, miałam jeszcze:
1. Golden Rose, Liquid Concealer - korektor w pędzelku do twarzy, 2 g produktu, cena 15,90
Kupiłam pod wpływem Ewy, RLM, która porównała go do słynnego, kulowego rozświetlacza od YSL. Używałam go jako bazę pod cienie, był dla mnie zdecydowanie za ciemny, choć kupiłam kolor najjaśniejszy. Nie mam mu właściwie nic do zarzucenia, choć na moje oko za bardzo to on nie rozświetlał. Więcej go nie kupię.
Zerknęłam na stronę producenta. Nic dziwnego, że był dla mnie za ciemny. Numer cztery, który mi wciśnięto, bo: nie ma jaśniejszych!, okazał się kolorem prawie najciemniejszym. A pytałam kilka razy, nim podeszłam z nim do kasy. Dostępnych jest pięć kolorów.
2. L’Oréal Paris Polska, Lumi Magique, korektor rozświetlający, kolor light, 5 ml, cena 47,59
Przede wszystkim, nie kupujcie tego w sklepach stacjonarnych, bo zapłacicie, jak za zborze. Bardzo fajny produkt o niezbyt mocnym kryciu (ale coś tam jednak zakrywał) i zauważalnym, dość dużym rozświetleniu. Delikatna konsystencja, nie rolował się, nie wchodził w zmarchy, pory, ani inne takie. Niestety bardzo mało wydajny.
3. Wibo, Deluxe Brightener, ekskluzywny korektor rozświetlający, dostępna jedna wersja kolorystyczna, w opakowaniu 1,7 g produktu, podana jest dokładna data ważności, cena 14,59
Nie widziałam różnicy między tym korektorem, a tym z L'Oreal. No może poza ceną.
Bardzo ładnie wyglądał pod oczami, miał bardzo przyjemną konsystencję i bardzo delikatnie krył. Bardzo ładnie rozświetlał szczyty kości policzkowych.
Uff, wyszło tego całkiem sporo i zajęło mi to więcej czasu, niż myślałam, bo stukałam w klawiaturę dobre kilka godzin. Mam nadzieję, że takie korektorowe minikompendium przyda się Wam i że to moje dłubanie nie było tak całkiem bez sensu. Emotikon smile
Jeśli się przydało, nie zapomnijcie o łapce w górę, co? Wtedy będę wiedziała, że takie zestawienia faktycznie warto co jakiś czas wrzucać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz