Zaczęło
się dobrze. Ja w centrum handlowym, zaraz po świętach, więc kieszenie
miło wypchane prezentami pod postacią środka płatniczego obowiązującego
na terenie RP. Do tego szczęśliwie obłowiona w Sephorze na przecenie -20
czy tam -25 procent ( i tym razem nie mam na myśli wyparowania
alkoholu). Stałym elementem takich wypraw jest wizyta w rodzimym
Inglocie. Panie raczej miłe, choć traktujące niektóre klientki z góry, dobrze umalowane, ze skłonnością do przesadnej aplikacji bronzera i różu.
Obmyśliłam konkretną rzecz, niestety nie było, rozmawiająca ze mną
ekspedientka wyraźnie niezadowolona, że wybrzydzam, że nie chcę tego,
co oni mi dają, że mam jakieś tam swoje dziwne pomysły. I nagle w oczy
wpadło mi ono! Małe, zgrabne, w intensywnie różowym kolorze. Jajeczko do
złudzenia przypominające Beauty Blender, gdyby nie było podpisane,
spokojnie można się pomylić. A podpisano to cudo jako profesjonalny
aplikator do podkładu. Poprosiłam o to, o kilka innych rzeczy, które na
szczęście były, zapłaciłam i zadowolona powędrowałam do domu.
Zdziwiłby się ten, kto oczekiwałby instrukcji obsługi przeuroczego
jajeczka. Poza kilkunastoma słowami po angielsku i chyba hiszpańsku
(zupełnie nie rozpoznaję tego drugiego języka) i dosłownie czterema po
polsku, na pudełku nie ma zupełnie nic. Wiedziona przeczuciem zaniosłam
maleństwo do łazienki, wsadziłam pod kran z letnią wodą i czekałam.
Postanowiłam wykonać procedurę rekomendowaną przez jedną z youtuberek
dla jej produktu. Szósty zmysł mnie nie zawiódł, maleństwo kilkukrotnie
zwiększyło swoje rozmiary, nadszedł czas na wyciskanie wody, by zabawka
nadawała się do użytku. I jakież było moje zdumienie, gdy okazało się,
że do całkowitego pozbycia się wody z ustrojstwa, potrzeba co najmniej
atlety. Gąbka okazała się cholernie twarda. Później było już tylko
lepiej gorzej.
Być może to ze mną coś jest nie tak, może mam
za mały łeb, za delikatną skórę. Podczas używania, jajko okazało się po
pierwsze… za duże! Nie byłam w stanie nałożyć podkładu w okolice nosa, a
korektora pod oczy, bo jakby ustrojstwa nie używać, czy z boku, czy z
tyłu, czy z przodu, z dołu, góry, od strony węższej do takich rzeczy
przeznaczonej, czy może zupełnie inaczej, na odwrót, stroną najszerszą –
by nie powiedzieć dupką, bo jakby tego nie używać, toto zupełnie się
tam nie mieściło! Pozostały miejsca nie pokryte kosmetykiem, kosmetyk
zaś nieładnie roztarty, brzydko nałożony. Chciałam być profesjonalistką,
skończyło się na używaniu własnych paluchów.
Używając
gąbeczki mój podkład wykazywał pewne niesamowite właściwości – znikał!
Nie ważnym było, czy jajko moczyłam (ależ to brzmi!) długo czy krótko, w
wodzie bardziej zimnej czy ciepłej, wyciskałam tak mocno, jak byłam w
stanie, średnio czy bardzo delikatnie. O ile zazwyczaj wystarczała jedna
pompka, tym razem potrzebne były trzy.
A najlepsze w tym
wszystkim jest to, że profesjonalny aplikator do nakładania podkładu
jest tak twardy, że używanie go powoduje duży dyskomfort i wydaje
dźwięk, jakby dostawało się z plaskacza w ryj. A o ile mi wiadomo nie o
takie doznania w makijażu chodzi.
Gdy już byłam tak totalnie
wk*rwiona, wzięłam do ręki paragon i aż zrobiło mi się słabo. 42 złote
za takie ch*jostwo?! I jak to zwykle w moim przypadku bywa westchnęłam
pod nosem: nigdy więcej kupowania czegoś bez macania i bez pytania o
cenę!!!
Podsumowując:
- Bliżej temu do zabawki niż do
profesjonalnego aplikatora do nakładania podkładu, ale wiadomo, że
producent może se napisać co se chce.
- Twarde toto ogromnie, ni to wycisnąć, ni myć to, ni tego używać, bo chyba nikt nie lubi dawać sobie w ryj.
- Przy moczeniu najlepiej mieć chłopa na podorędziu, może jemu wyciśnięcie z gąbki nadmiaru wody przyjdzie łatwo,
- Strasznie toto niedokładne, nie da rady dojechać pod oczy czy dokładnie w okolice nosa,
- Zżera podkład, w moim przypadku jakieś 2,5 razy więcej niż przy pędzlach.
Zamiast kupić taką różową gąbkę, lepiej zainwestować w paczkę fajek i
ćwiartkę, lepsze samopoczucie gwarantowane. Gdybym mogła oddać mój zakup
– zrobiłabym to bez wahania, za tę cenę można dostać świetny pędzel, a
nawet dwa.
Jeśli ktoś chciałby toto wypróbować – chętnie pozbędę
się ustrojstwa za parę groszy, wymyte i zdezynfekowane siedzi w swoim
pudełku i czeka na lepsze czasy.
Zamówiłam sobie podróbę sławnego jajeczka i również czeka na cud. Spróbowałam ze dwa razy użyć,ale "zabawa" z tym zżera za dużo czasu i podkładu także dalej nakładam tapetę paluchami lub w sytuacjach kryzysowych łopatą :D
OdpowiedzUsuń