niedziela, 31 maja 2015

Profesjonalny gąbka do aplikowania podkładu Inglot

Zaczęło się dobrze. Ja w centrum handlowym, zaraz po świętach, więc kieszenie miło wypchane prezentami pod postacią środka płatniczego obowiązującego na terenie RP. Do tego szczęśliwie obłowiona w Sephorze na przecenie -20 czy tam -25 procent ( i tym razem nie mam na myśli wyparowania alkoholu). Stałym elementem takich wypraw jest wizyta w rodzimym Inglocie. Panie raczej miłe, choć traktujące niektóre klientki z góry, dobrze umalowane, ze skłonnością do przesadnej aplikacji bronzera i różu.

Obmyśliłam konkretną rzecz, niestety nie było, rozmawiająca ze mną ekspedientka wyraźnie niezadowolona, że wybrzydzam, że nie chcę tego, co oni mi dają, że mam jakieś tam swoje dziwne pomysły. I nagle w oczy wpadło mi ono! Małe, zgrabne, w intensywnie różowym kolorze. Jajeczko do złudzenia przypominające Beauty Blender, gdyby nie było podpisane, spokojnie można się pomylić. A podpisano to cudo jako profesjonalny aplikator do podkładu. Poprosiłam o to, o kilka innych rzeczy, które na szczęście były, zapłaciłam i zadowolona powędrowałam do domu.

Zdziwiłby się ten, kto oczekiwałby instrukcji obsługi przeuroczego jajeczka. Poza kilkunastoma słowami po angielsku i chyba hiszpańsku (zupełnie nie rozpoznaję tego drugiego języka) i dosłownie czterema po polsku, na pudełku nie ma zupełnie nic. Wiedziona przeczuciem zaniosłam maleństwo do łazienki, wsadziłam pod kran z letnią wodą i czekałam. Postanowiłam wykonać procedurę rekomendowaną przez jedną z youtuberek dla jej produktu. Szósty zmysł mnie nie zawiódł, maleństwo kilkukrotnie zwiększyło swoje rozmiary, nadszedł czas na wyciskanie wody, by zabawka nadawała się do użytku. I jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że do całkowitego pozbycia się wody z ustrojstwa, potrzeba co najmniej atlety. Gąbka okazała się cholernie twarda. Później było już tylko lepiej gorzej.

Być może to ze mną coś jest nie tak, może mam za mały łeb, za delikatną skórę. Podczas używania, jajko okazało się po pierwsze… za duże! Nie byłam w stanie nałożyć podkładu w okolice nosa, a korektora pod oczy, bo jakby ustrojstwa nie używać, czy z boku, czy z tyłu, czy z przodu, z dołu, góry, od strony węższej do takich rzeczy przeznaczonej, czy może zupełnie inaczej, na odwrót, stroną najszerszą – by nie powiedzieć dupką, bo jakby tego nie używać, toto zupełnie się tam nie mieściło! Pozostały miejsca nie pokryte kosmetykiem, kosmetyk zaś nieładnie roztarty, brzydko nałożony. Chciałam być profesjonalistką, skończyło się na używaniu własnych paluchów.

Używając gąbeczki mój podkład wykazywał pewne niesamowite właściwości – znikał! Nie ważnym było, czy jajko moczyłam (ależ to brzmi!) długo czy krótko, w wodzie bardziej zimnej czy ciepłej, wyciskałam tak mocno, jak byłam w stanie, średnio czy bardzo delikatnie. O ile zazwyczaj wystarczała jedna pompka, tym razem potrzebne były trzy.

A najlepsze w tym wszystkim jest to, że profesjonalny aplikator do nakładania podkładu jest tak twardy, że używanie go powoduje duży dyskomfort i wydaje dźwięk, jakby dostawało się z plaskacza w ryj. A o ile mi wiadomo nie o takie doznania w makijażu chodzi.
Gdy już byłam tak totalnie wk*rwiona, wzięłam do ręki paragon i aż zrobiło mi się słabo. 42 złote za takie ch*jostwo?! I jak to zwykle w moim przypadku bywa westchnęłam pod nosem: nigdy więcej kupowania czegoś bez macania i bez pytania o cenę!!!

Podsumowując:
- Bliżej temu do zabawki niż do profesjonalnego aplikatora do nakładania podkładu, ale wiadomo, że producent może se napisać co se chce.
- Twarde toto ogromnie, ni to wycisnąć, ni myć to, ni tego używać, bo chyba nikt nie lubi dawać sobie w ryj.
- Przy moczeniu najlepiej mieć chłopa na podorędziu, może jemu wyciśnięcie z gąbki nadmiaru wody przyjdzie łatwo,
- Strasznie toto niedokładne, nie da rady dojechać pod oczy czy dokładnie w okolice nosa,
- Zżera podkład, w moim przypadku jakieś 2,5 razy więcej niż przy pędzlach.

Zamiast kupić taką różową gąbkę, lepiej zainwestować w paczkę fajek i ćwiartkę, lepsze samopoczucie gwarantowane. Gdybym mogła oddać mój zakup – zrobiłabym to bez wahania, za tę cenę można dostać świetny pędzel, a nawet dwa.
Jeśli ktoś chciałby toto wypróbować – chętnie pozbędę się ustrojstwa za parę groszy, wymyte i zdezynfekowane siedzi w swoim pudełku i czeka na lepsze czasy.






1 komentarz:

  1. Zamówiłam sobie podróbę sławnego jajeczka i również czeka na cud. Spróbowałam ze dwa razy użyć,ale "zabawa" z tym zżera za dużo czasu i podkładu także dalej nakładam tapetę paluchami lub w sytuacjach kryzysowych łopatą :D

    OdpowiedzUsuń