wtorek, 2 czerwca 2015

Batiste, suchy szampon XXL volume

Matko Boska Elektryczna, cóż to za dziadostwo. Jest to porażka w aerozolu, katastrofa w próżniowym opakowaniu. Mowa o… suchym szamponie o dźwięcznej nazwie Batiste.

Co do moich włosów - stosuję rozbudowaną pielęgnację – myję je, i tu pewnie Was zaskoczę - szamponem. Właśnie sobie uświadomiłam, że czeszę się raz na kilka dni.

Boże.

Albo jestem tak zaabsorbowana czym innym, albo tak leniwa, albo mam taką cholerną sklerozę. Pocieszające jest to, że włosy się nie plączą.

Praca w moim kombinacie ma to do siebie, że idzie się do niego o różnych porach, czasem na 6:00, czasem na 16:00, a czasem spędzam tam całą noc – jak ostatniego Sylwestra. I nie, nie pracuję ani w kasynie, ani w burdelu, ani w klubie otwartym 24 godziny na dobę.

Ale wróćmy do meritum. Spokojnie można powiedzieć, że na punkcie owłosienia na głowie mam specyficznego, bo specyficznego, ale jednak pierdolca. Jakiś czas temu dałam je wycieniować, skróciły się o 5 może 7 centymetrów, ja – najpierw zadowolona - skończyłam z depresją, łkając za tym, co zostało na podłodze. Przepłakałam dwa dni – serio.

Co by się nie działo, wojna, tsunami – jestem w stanie zawlec się do łazienki i łeb wsadzić pod prysznic. Bywają jednak sytuacje - jak mój skrajny leń albo gdy zaśpię – że mycie głowy kategorycznie odpada. Na takie przygody zakupiłam suchy szampon. Najlepszy podobno jest właśnie Batiste, przejechałam w jego poszukiwaniu kawał Warszawy, skoro taki dobry – muszę go mieć! Pani w sklepie doradziła mi wersję XXL VOLUME.

Instrukcja używania jest banalnie prosta: spryskać łeb, wsmarować w skórę i włosy, później wyczesać. Pod wpływem tych czynności moje włosy robią się…. sztywne… twarde…. matowe… A do tego plączą się jak sam skurwysyn. Uwierzcie - to określenie idealnie oddaje istotę rzeczy. Nie idzie ich wyczesać. Niczym. Ani szczotką. Ani grzebieniem o małym rozstawie zębów. Ani grzebieniem z dużym rozstawem. Nieważne, czy drewniany, czy metalowy, czy z plastiku. Nie idzie i już! Zastanawiam się, skąd taki efekt. Wcześniej miałam już do czynienia z suchymi szamponami i tak ostro nie było. Myślałam nad tym, myślałam i wymyśliłam: ustrojstwo wciśnięte przez tę złośliwą (na bank zrobiła to specjalnie!) eskpedientkę zawiera…. Lakier do włosów. Po wnikliwych obserwacjach doszłam do wniosku, że jest to lakier w stylu używanych w latach 90. przez nasze mamy. Ciężki, sklejający włosy, robiący z utrwalanej fryzury kask.

Po co mi suchy szampon, na który mogłabym robić irokeza – nie wiem. Jeśli go użyję, zwiążę włosy w kucyk, zostawię je na jakiś czas, a później zdejmę gumkę to włosy zostają jak były, nadal mam kucyka. Miałam lekko odświeżać nim głowę, w sytuacjach krytycznych, niestety zupełnie się do tego nie nadaje. Biorąc pod uwagę, jak długo trzeba mordować się z głową, by to wszystko, co na niej wyglądało jako tako, spokojnie można w tym czasie wpakować łepek pod wodę, umyć włosy i szybko wysuszyć. Zabawa bez wody jest tu kompletnie nieopłacalna. Jeszcze jedna ważna rzecz: przez to, że włosy są tak sztywne, one w ciągu dnia ani drgną, co też nie jest zbyt miłe.

Czy zamierzam tego specyfiku używać? Zdecydowanie nie – inaczej moje włosy mogłyby nieźle oberwać podczas próby wyczesania, więc jest mi ich zwyczajnie szkoda. Pewnie także to, że cały dzień byłyby obklejone bliżej nieokreśloną substancją zapewne nie jest bez znaczenia.

Do czego nadaje się ten kosmetyk? Do tego, by używając go uświadomić sobie, jak fajne jest mycie włosów.
Wytwór Batiste z całą pewnością nie jest godny polecenia. Jest godny, by wypierdzielić go do śmieci i spluwać za każdym razem, gdy mignie gdzieś na sklepowej półce.


1 komentarz:

  1. A ja używam już kolejną butelkę suchego szamponu. Chyba za dużo go nałożyłaś, że był taki efekt. Ja polecam.
    PS. Uwielbiam Cię czytać :)))

    OdpowiedzUsuń